Globalizacja, populizm, dusza PZPR i dusza wojownika… W nowym „Zdaniu” tematy dnia!

Już dawno zauważono, że próbując zrozumieć duszę dzihadystów, warto zacząć od duszy jakiegoś Iwanuszki, „bohatera rewolucji światowej” z „Konarmii” Izaaka Babla. Jest w tym to samo przekonanie o własnej wzniosłości i lekceważenie życia jako elementarnej wartości człowieczej. I oto dziś, jeszcze poruszeni po zamachach w Paryżu, te same treści odczytujemy u tegorocznej noblistki Swietłany Aleksiejewicz, której ważne dzieło – „CZASY SECONDHAND – Koniec czerwonego człowieka” omawia dla najnowszego „Zdania” Stanisław Gębala. Tekst Gębali, zatytułowany „Świat odwróconych wartości” odnajdziemy w środku numeru, ale wiwisekcja jakiej Aleksiejewicz dokonuje na, także własnej przecież, „rosyjskiej duszy” musi wstrząsnąć i obszerne omówienie tej książki z wielką liczbą ważnych cytatów, z racji swej aktualności i kontekstu wyrasta na najważniejszy artykuł jesiennej edycji naszego pisma, które trafiło właśnie do salonów Empiku.

Ma redaktor „Zdania” w tym szczególnie numerze, dobrą rękę do tekstów profetycznych, bo  wybrał do druku tekst Hieronima Kubiaka „Janusowe oblicze populizmu”, jak raz przystające wyjątkowo do naszej rzeczywistości. Tekst napisany został w 2011 roku i wówczas jeszcze chyba nikt, poza Hieronimem Kubiakiem naturalnie, nie przypuszczał, że tak wyraziście objawi się nam „Populistyczna twarz Europy” (to tytulik jednego z rozdziałów). Profesor dzieli populizmy na „lewicowy” i „prawicowy”, ale gdy spojrzymy dziś na bezapelacyjnego zwycięzcę wyborów to okaże się, że spełnia on, wskazane w tekście artykułu  warunki obu tych populizmów! Jest to więc „populizm integralny” prawdziwe źródło sukcesu Kaczyńskiego. A skoro Polacy tak wybrali, to dobrze nam tak, bo to także nasza wina!

Jakże jednak brutalnie potraktował nas Polaków Józef Lipiec umieszczając lud (polski przecie, choć profesor nie wspomniał o tym) „Między zdrowym konformizmem a szlachetnym heroizmem” zasiewając jednak w duszy czytelnika cień wątpliwości, czy to co oglądamy wokół nie jest jednak konformizmem zgoła niezdrowym i mało szlachetnym heroizmem kibola? Tekst wskazujący rozmaite postawy analizowane przez filozofów (za sprawą sowy Minerwy, która wylatuje o zmierzchu) prowadzi nas, ludzi kochających wolność osobistą, do zderzenia z myśleniem Platona i Arystotelesa, którzy widzieli w „polis” wartość nadrzędną. A gdy w dodatku vox populi uzyskuje (jak niedawno we Wrocławiu przed teatrem) siłę „głosu boga” to zderzenie wolności z „polis” może być nader bolesne.                                                                       *

No i właśnie, czy tak wygląda prawdziwa, skażona miłością do populizmu i drobnoszlachecką megalomanią dusza Polaka ukształtowanego przez kilka pokoleń w PRL i ćwierćwiecze niby-kapitalizmu? Na to odpowiedzieć nie sposób jednym „Zdaniem”, ale obraz jej na pewno nie jest aż tak ponury, nie mówiąc już o deklarowanej wielokrotnie i bez skutku „jedności moralno – politycznej narodu”, której dziś tak się domaga zwyciesko rozhulane Prawo i Sprawiedliwość. Tej jedności nie było ani w całej PRL ani nawet w samej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Dowodów na to nie brak, ale historycy z IPN wolą raczej łatwiejsze pola do popisu choć, jak już w tytule swego eseju zauważa Marcin Kula,PZPR (to) temat badawczy wart grzechu”!

Oto już pobieżny rzut oka profesora wskazuje frapujące dla przyszłego badacza tropy. Ile w PZPR było bowiem ideologii i jak to wyglądało w różnych okresach? Ile było Marksa, czy choćby Lenina, w „marksizmie-leninizmie”? Ile było w nas miłości do Związku Radzieckiego? Cytuje Marcin Kula fragment rozmowy Jana Szczepańskiego z Alicją Musiałową przewodniczącą Ligi Kobiet (to była ważna partyjna funkcja): Przebijało z jej słów zrozumienie, że ten model rosyjski ustroju socjalistycznego, mieszanka tradycji carskiej, prawosławnej, zacofania i nędzy rosyjskiej z ideami marksizmu, wymaga rewizji. Że właściwie nikt nie wie co to ma być ten socjalizm, bo przecież w praktyce stawiamy ludziom przed oczy ideał zamożności krajów rozwiniętego kapitalizmu.

Dla ogromnej większości swych członków PZPR była zapewne kanałem awansu społecznego, szansą na realizację własnych pomysłów (choćby prac naukowych), sposobem na jakąś formę poprawiania świata tu i teraz. Warto poważnie potraktować głos Marcina Kuli postulujący, by wreszcie, po ćwierćwieczu, podjąć solidną analizę najróżniejszych aspektów działania struktury, która liczyła przecież w czasach Edwarda Gierka 3 miliony członków!

I tu sięgnijmy wreszcie do firmowego dania kuźniczańskiego organu czyli rozmowy „Trzech na jednego”, której bohater – Jerzy Hausner, nauczyciel uniwersytecki – ekonomista, kiedyś sekretarz do spraw nauki w krakowskim KW PZPR, który w pewnej chwili sam został na pokładzie, wieloletni doradca polityków i wreszcie polityk w randze ministra i wicepremiera, sobie i swoim rozmówcom (przy okazji poruszania także wielu innych, ważkich problemów) próbuje tłumaczyć skąd znalazł się w PZPR i co w tej partii robił i jak rozumie swoje miejsce na świecie – W moim myśleniu kluczowe kategorie – powiada Hausner – to wolność, podmiotowość, samorządność, sprawiedliwość i rozwój. Te fundamentalne wartości odnoszę do państwa, gospodarki, w tym rynku, społeczeństwa i kultury. – a kilka zdań dalej mówi – Gdy myślę o państwie, to jako sprawa najważniejsza jawi mi się kwestia wolności i jej respektowania, a z punktu widzenia społecznego – podmiotowość jednostki i podmiotowość wspólnoty.

Nic więc dziwnego, że takie rozumowanie podziela z Hausnerem wielu ludzi lewicy, choć on sam określa się jako „socjalliberał”, a Kuźnica przyznała profesorowi swoje „Kowadło” co szeroko uzasadnia Jan Guntner opisując z werwą co też Hausner czynił „Aby postawić Polskę z głowy na nogi„, choć ostatecznie polityka nie dała mu szansy. Ale to już zupełnie inna historia.

A jaka ta Polska jest? Czy kapitalistyczna, jak chce Włodzimierz Luty w swej „Krótkiej historii restauracji kapitalizmu w Polsce”, czy raczej post kapitalistyczna, bo przecież i historię obowiązuje zasada, że nikt dwa razy nie wchodzi do tej samej rzeki. Inna przecież była Francja przed swą wielką rewolucją a inna po restauracji Burbonów. Jedno wszelako jest pewne – Autor wskazał wyraźnie, niemal pokazując palcem, beneficjentów procesu przemian, stwierdzając (nie bez związku), że ...SLD zajmując się restauracją kapitalizmu w Polsce, przestał programowo i politycznie odpowiadać na potrzeby tych, którzy na tej restauracji stracili. Sapienti sat!

Skoro jednak po raz drugi dotykamy ekonomii to nie sposób pominąć ważnej i znakomitej analizy Edwarda Karolczuka zatytułowanej „Globalizacja a dług publiczny”. To bodaj pierwszy tekst polskiego ekonomisty, który na serio próbuje podejść do problemu globalizacji sine ira et studio, z lewicowych pozycji i stara się, językiem zrozumiałym dla szeregowego magistra, opisać jak rozpanoszyły się różne „bankowe kryzysy”, „inżynierie finansowe”, „derywaty”, „opcje” czy „sekurytyzacje”, no i dlaczego mają za to płacić najbiedniejsi?  Tu nie będzie zapewne zaskoczeniem, że z wyjaśnieniami spieszy przywołany przez Autora, sam Karol Marks, ale o tym przeczytaj Szanowny Czytelniku już sam – bo warto!                                                           *

A teraz pora na kolejnego laureata kuźniczańskiej nagrody „Kowadła”, którym stał się, jak pisze Andrzej Kurz, „Myśliciel okrutny aż do bólu” czyli Bronisław Łagowski wyróżniony – w uznaniu jego rzetelności w badaniu historii ludzkich idei i czynów, głębi jego myśli poznawczej i odwagi obywatelskiej, wytrwałości w zmaganiach ze słabościami naszego społeczeństwa, ludzkimi lękami i złudzeniami, piękna Jego słowa pisanego, wierności przyjaźniom – jak głosi stosowna uchwała.

O Łagowskim obszerny esej pt. „Realista – marzyciel” umieszcza obok Adam Komorowski wiernie prezentując czytelnikowi postać swego niegdysiejszego mentora i przypominając przy okazji kawałek prawdy o sposobach marksistowskiego filozofowania na uczelniach w PRL, tak różnych od dzisiejszych zabiegów o wiktymizację wszystkiego co sprzeczne z obowiązującym, patriotycznym moralizowaniem. Sam Łagowski także zechciał dodać coś „O sobie słów parę…” i o swoich, (jakże niesłusznych z punktu widzenia hurrapatriotów) poglądach. Ośmiela się bowiem twierdzić np., że gdyby nie polscy komuniści, to po drugiej wojnie światowej Polska miałaby obszar nie większy niż Księstwo Warszawskie, a najboleśniejsze jest chyba jednak inne Jego stwierdzenie, bo – skoro cała Polska po powstaniach, wojnach i represjach, po których coś tam z dawnych klas uprzywilejowanych zostało, ale jakże niewiele, wywodzi się z autentycznego ludu – zatem nie ma rzeczy, która bardziej by profesora irytowała niż – ta duszna atmosfera konserwatyzmu, restauracji, kłamliwa nostalgia szlachecka unieważniająca autentyczny rodowód Polaków!

            A skoro już o rodowodach mowa to koniecznie trzeba wziąć „Zdanie” do ręki by przeczytać szkic Mariana Stępnia „Obowiązek i prawo oceny” o Stanisławie Baczyńskim, ojcu Krzysztofa Kamila poety – symbolu ofiary Powstania Warszawskiego.

W młodości skłaniał się Stanisław Baczyński ku anarchosyndykalizmowi, był aktywnym działaczem socjalistycznym z kręgu Stanisława Brzozowskiego. Już przed wybuchem I wojny światowej związał się ze Związkiem Strzeleckim i za akcje na tyłach rosyjskiego frontu mało nie stracił głowy. Potem był w sztabie I Brygady Legionów, trafił do ułanów Beliny i ochraniał polską delegację na tajne rokowania z Rosjanami w 1919 r. Po wojnie roku 1920 dowodził robotniczymi oddziałami w czasie plebiscytu na Górnym Śląsku i wówczas stracił zaufanie do ukochanego wcześniej Komendanta, bo ten wolał walczyć o majątki polskich obszarników na kresach niż o polskich robotników na Śląsku!

Po wojennych doświadczeniach zwrócił się w kierunku literatury i krytyki literackiej, wydał nawet szukając, jak pisze Stępień – proletariackiej a z czasem socjalistycznej estetyki – książkę poświęconą literaturze w ZSRR, która wywołała prawdziwą burzę na prawicy. Zmarł na kilka tygodni przed wybuchem wojny, więc gestapo mimo starań już dopaść go nie mogło. A syn, Krzysztof Kamil (na co są twarde dowody), też nigdy nie porzucił lewicowych wartości ojca, choć dziś rozmnożyli się tacy co próbują go post mortem wpisać do endeckiej „Konfederacji Narodu”…                                                                     *

Nie zdołamy w krótkim tekście zmieścić wszelkich treści jakich pełen jest ten numer „Zdania”. Są w numerze wiersze (znakomite!) zmarłego w zeszłym roku Andrzeja Nowaka, szerzej znanego jako tłumacz literatury starofrancuskiej, hiszpańskiej i walijskiej a także autor pierwszego polskiego przekładu „Jedenastu tysięcy dziewic…” Apolinaire’a, nie brak prozy – jest fragment nowej książki Krzysztofa Mroziewicza o mitologii indyjskiej, swoich tekstów użyczyli Marian Pilot (większego) i Roman Wysogląd (mniejszego), są fragmenty scenariusza filmu dokumentalnego o Domu Literatów przy Krupniczej pióra Jana Polewki zakończone ważnym, polemicznym przesłaniem do różnych literackich lustratorów, są też przeciekawe uwagi Jacka Wojciechowskiego („Cerowanie Świadomości”) o współczesnej rosyjskiej literaturze z zacięciem politycznym, niekiedy do śmieszności propagandowej, ale też o wydanej w nakładzie 500 egzemplarzy (!) książce Borysa Bielenkina na temat niskonakładowych wydawnictw opublikowanych po 1992 r., znajdujących się w bibliotece moskiewskiego stowarzyszenia Memoriał walczącego o pamięć ofiar stalinowskich represji.

No i na koniec warto zapewnić stałych czytelników, że w „Zdaniu” nie zabrakło Pawła Kozłowskiego, Tomasza Gobana-Klasa (tym razem o papieżu Franciszku – a jakże!), Krzysztofa Komornickiego (o galicyjskich przodkach na marginesie Ksiąg Jakubowych), a Sceptyk z (trochę mniej felietonowo) napisał solidny apostrof do zrealizowanej na jesieni, przy udziale Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego, (zwykle majowej) konferencji Kuźnicy poświęconej tym razem „Lewicy w przedwojennym Krakowie”.