„Zdanie” 3-4/2018 – omówienie najnowszego numeru

Do czytania na długie jesienne wieczory

„Zdanie” w stulecie Niepodległej

Ani słowa, z grubo nadużywanego ostatnio, wokabularza rocznicowego zadęcia, ani słowa o „wrogach” i „sprzedawczykach”, a przecież ten numer „Zdania” jest niezbędnym uzupełnieniem tego, co ostatnio wypisuje prasa wszelkich odcieni na temat stulecia naszej niepodległości. Ani media „mainstreamu”, hurtem oskarżanego o „lewactwo” (?), ani tym bardziej media rządowe zawłaszczone przez PiS, nie raczą pochylić się z elementarną uwagą nad liczącym razem ponad połowę niepodległego bytu Polski, okresem PRL i pierwszymi latami transformacji ustrojowej. Jeśli nie liczyć  rytualnych złorzeczeń, jakie powtarzane są od lat wedle tego samego schematu.

Jakie są przyczyny tego stanu rzeczy? Może coś wyjaśnić artykuł Henryka Domańskiego „Scenariusze dla sceny politycznej” stawiający szereg pytań o to czy podział PiS – PO jest odwzorowaniem przykładów z Zachodu (Demokraci – Republikanie w USA czy Chadecja – Socjaldemokracja w Niemczech), a może to tylko stan przejściowy naszego „odzyskanego śmietnika”, w którym zwolennikami „prawicy” są ludzie prości i ubodzy, a rzekomymi „lewakami” liberałowie – liberalni w wielorakim sensie? A może to efekt paradoksów ostatnich stu lat historii naszego kraju?

Ale wróćmy na pierwsze strony „Zdania”, bo zacząć wypada od rozmowy „Trzech na jednego” z bp. Tadeuszem Pieronkiem, skoro to drugi w historii pisma ksiądz katolicki (po ks. Stanisławie Musiale) i pierwszy biskup, jaki zdecydował się na wywiad dla naszego pisma, choć i bez tego wiadomo, że bp. Pieronkowi odwagi nie brakuje. Tak w sprawach społecznych i politycznych, jak i wtedy gdy bronił katolickiej ortodoksji, narażał się, w równej mierze, swym przeciwnikom jak i sojusznikom. Zapewne i tym razem wielu się narazi, bo opowiada się jednoznacznie po stronie katolicyzmu otwartego na świat i śmiało stawiającego czoła współczesności, co wielu wiernych i bodaj większość polskiego episkopatu przyprawia o gęsią skórkę. Jest w tej rozmowie także wejrzenie w skomplikowane relacje państwo – Kościół w czasach PRL, a to tematyka skutecznie dziś zakłamywana.

Kto niszczy obraz poety?

Specjalne miejsce zajmuje w numerze obszerny esej Andrzeja Walickiego „Kim był dla mnie i jest Zbigniew Herbert”, a myliłby się ten, kto by z tytułu wnosił, że to miłe, osobiste wspominki. Walicki, na marginesie książki o poecie pióra Andrzeja Franaszka, spogląda w wizerunek swego przyjaciela młodości jak w lustro, które okazuje się zwierciadłem magicznym, bo widać w nim nie tylko samego Walickiego, ale też blisko 75 lat dziejów naszego kraju!

Czy Herbert zasłużył na to, by traktowano go dziś jak symbol „czarnej sotni”? Przecież bardzo dbał o to, by nienawistny język, którego czasem używał szczególnie u schyłku swych lat, nie trafił do jego twórczości i nie sposób odnaleźć go w poetyckim słowniku twórcy. Walicki pisze oczywiście o swych osobistych, pod koniec trudnych, relacjach z poetą, ale rysuje je cienką kreską na tle całej historii kraju. I oto dostajemy wgląd w losy obu tych wybitnych postaci chwilami przeplatające się, niekiedy równoległe, innym razem całkowicie rozbieżne. Przy okazji, Walicki bezlitośnie rozprawia się z wizją historii, jaką od lat (i to wcale nie tylko od czasu rządów PiS) próbuje Polakom narzucić „postsolidarnościowa” opcja dowodząca, że PRL to „czarna dziura”, w której na miano patrioty zasługiwali tylko ci, którzy wysadzali wraże, bo „komunistyczne” pociągi!

Zauważa Walicki, że po stalinowskiej nocy, lata 1956-1968 były epoką „długiego procesu dezideologizacji rządzącej partii i przekształcenia PRL w państwo autorytarne, nietotalitarne już, zmuszone oczywiście do respektowania poważnych ograniczeń swej suwerenności, ale wolne w istocie od zniewolenia ideologicznego”. Koniecznie trzeba będzie też zapamiętać inne zdanie (choć równie ważne do zacytowania są w tym tekście dziesiątki), przypominające tym, którzy ciągle opowiadają o dziesięcioleciach rosyjskiej okupacji Polski, że „odróżniamy przecież Francję Vichy, od Francji okupowanej, a skoro tak, to określenie Polski Ludowej (nawet w okresie stalinizmu) jako okupacji radzieckiej, jest tylko i wyłącznie demagogiczna nowomową”. To zresztą nie tylko deklaracja eseisty; jest w tekście wiele dowodów dla poparcia takiej tezy.

Z postaci ważnych dla polskiej kultury, a obecnych w tym numerze Zdania, wymienić trzeba, także na poczesnym miejscu, Andrzeja Seweryna, któremu Kuźnica wręczyła swoje „Kowadło” w gościnnych salach Teatru STU. Prezetujemy zatem sylwetkę tego wybitnego aktora, jedynego, który po Modrzejewskiej dostąpił światowego rozgłosu i do dziś ma swoją garderobę w Commedie-Française.

Obok relacji z uroczystości mamy też uwagi aktora, który uznał za niezbędne wspomnienie ludzi, którzy wpłynęli na jego rozwój artystyczny i osobowość. Sam nie chwali się kartą kombatancką (zrobił to za niego autor laudacji Krzysztof Mroziewicz) choć odsiedział Seweryn w PRL wyrok za protest przeciw inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację…

Jaki był PRL – każdy widział

Rozliczeniom z epoką służą, szczęśliwie drukowane akurat w tym, „rocznicowym” numerze, głosy uczestników wiosennej Konferencji Kuźnicy zatytułowanej „Czym była PRL i co po niej zostało”?

Zaproszenie do dyskusji, zaprezentowane przez Andrzeja Kurza, dotknęło szeregu problemów jakie pojawiały się w granicznych latach 1944-89. Tu zaliczyć trzeba np. dość wątpliwie uzasadnioną realiami obecność Polski w obozie zwycięzców II wojny światowej. Ta wątpliwa pozycja rzutować musiała na całą powojenną rzeczywistość, a opowieści o „dzielnych żołnierzach wyklętych” nijak się mają do prawdziwego, boleśnie realnego znoju narodu pracującego nad odbudową kraju i scaleniem przydzielonych nam przez Stalina „Ziem Odzyskanych”. Sporo miejsca poświęca Kurz polityce kulturalnej PRL, bo ta była nieporównywalna z jakimkolwiek innym okresem naszej historii, ale też nie zapomina, że „obszarem, na którym lata Polski Ludowej nie przyniosły znaczniejszego postępu i nie przybliżyły społeczeństwa do nawyków i umiejętności właściwych rozwiniętym krajom Zachodu, były zasady i system praworządności”. Kto wie, może rozpasanie władzy, z jakim mamy dziś do czynienia, to rezultat tamtych „zaniechań” i próba kopiowania metod „minionej epoki”?

I dalej – pierwsze miejsce w dyskusji redakcja oddała Bronisławowi Łagowskiemu, także chyba z racji jego niezmiernie ważnego przypomnienia stanowiska Jana Nowaka-Jeziorańskiego, który mimo całej niechęci do PRL podkreślał, że „trudno znaleźć w naszych dziejach wydarzenie bardziej epokowe niż powrót do Macierzy Śląska z Wrocławiem, Pomorza Zachodniego, Ziemi Lubuskiej i Warmińskiej.” Zwraca uwagę Łagowski, na odwrócenie trendu, który „orientalizował” Polskę, a w efekcie dokonanej po II wojnie zmiany, przywrócił ją, choć to brzmi paradoksalnie, „Zachodowi”.

Czy jednak umiemy z naszej „okcydentalizacji” korzystać? – to pytanie zatrąca o filozofię, a o sporach filozoficznych w „minionej epoce” pisze Jan Woleński. Praźródeł PRL sięga Hieronim Kubiak, stawiając fundamentalne pytanie: „Czy wówczas była możliwa „inna Rzeczpospolita?”, skoro „nasza sytuacja w latach II wojny światowej (a także dzisiaj) była i w dużym stopniu jest wyznaczona układami międzynarodowymi…”?

Kolejne głosy to wystąpienie Mariana Stępnia, który przypomniał  „Nieodwracalne reformy”,  niezbędne dla Polski, a zrealizowane dopiero w PRL. Na uwagę zasługują głosy Tadeusza Iwińskiego, który swe wystąpienie zaczął od przypomnienia, jak to urzędujący prezydent RP opowiada żałosne banialuki, że „Zamek Królewski w Warszawie odbudowali patrioci wbrew oporowi stawianemu przez komunistów”, Zbigniewa Siemiątkowskiego przypominającego m.in. smutne błędy w ocenie rzeczywistości politycznej, jakie były udziałem „niepodległościowych środowisk” w kraju i w Londynie, wreszcie Jerzego J. Wiatra niezmiernie esencjonalnie analizującego rzeczywistość PRL, za to przytaczającego wiele niezależnych opinii i odwołującego się bo obszernej literatury przedmiotu.

Warto poczytać i pomyśleć

To zresztą nie koniec rozliczeń z PRL w bieżącym numerze „Zdania”. Rozmiary i waga kolejnych tekstów wymagać będą zapewne spokojnej lektury w chłodne jesienne wieczory. Takiej uwagi wymaga np. esej Andrzeja Mencwela, będący w części polemiką z książką Andrzeja Ledera „Prześniona rewolucja”, a w części rozważaniami o polskiej polityce. Autor analizuje pewne zjawiska społeczne i nasze o nich wyobrażenia, wychodząc z punktu widzenia filologa. Pojawiły się więc pytania, na ile „Polska Ludowa” była „ludowa”, a „lud polski” był „ludem”? Tu znalazło się też przypomnienie roli, jaką odegrał Manifest Tymczasowego Rządu Republiki Polskiej, utworzonego przez Daszyńskiego w Lublinie, którego zapowiedzi m.in. wyborów powszechnych bez różnicy płci, wolności sumienia, wolności słowa, powszechnego nauczania stały się politycznym kamieniem węgielnym II RP. Kamieniem nie do usunięcia, choć zapowiadana też reforma rolna, uchwalona przez Sejm, była blokowana przez cały okres międzywojnia.

Po trosze filologiczny charakter mają też rozważania Krzysztofa Kwaśniewskiego analizującego dramatycznie nadużywane, szczególnie przez reprezentantów dominującej dziś opcji politycznej, pojęcie „zdrady narodowej”.

Wiele wskazuje na to, że energiczne rozprawianie się z takimi, rzucanymi z trybuny politycznej oskarżeniami jest niezbędne, a podobne doświadczenia mieliśmy pół wieku temu, gdy oskarżenia o „zdradę” i „zaprzedawanie się Zachodowi” były kierowane do „rewizjonistów” i „syjonistów”. Kuźnica była, obok krakowskiego Centrum Kultury Żydowskiej oraz Fundacji im. Róży Luksemburg,  współorganizatorem rocznicowej konferencji, w której wzięli udział m.in. uczestnicy protestów studenckich – Barbara Toruńczyk, Seweryn Blumsztajn, Jan Lityński, a także na prawach komentatora Andrzej Friszke.

Nie tylko rocznica

Jednak nie wszystkie teksty tego numeru „Zdania” obracają się w kręgu problematyki rocznicowej. „O aktualności teorii ekonomicznej Karola Marksa” pisze Włodzimierz Luty przypominając, że obecnie obowiązujące w Polsce widzenie marksizmu nijak się ma do jego, niekwestionowanego, miejsca wśród dokonań nauki światowej. W Polsce, w większości przypadków „Marks postrzegany jest nie przez realne naukowe oceny i analizy prac tego myśliciela, a poprzez skutki praktyk tych, którzy jego myśl skradli i wypaczyli. Prawda, że winne są też pewne dywagacje Marksa i jego współczesnych co do dziejów przyszłych, które z natury rzeczy musiały trącić o „science fiction”.

Ponadto (oczywiście m.in. bo wszystkich tematów podejmowanych w tym numerze nie sposób dotknąć w jednym tekście), Radosław Gawlik pisze o ochronie środowiska i jej politycznych aspektach, Bolesław Faron recenzuje książkę Beaty Guczalskiej poświęconą Jerzemu Treli, a Stanisław Gębala sięgnął po książkę Eustachego Rylskiego „Blask” (dość ponurą w wydźwięku) .

Stałym elementem „Zdania” są znakomite, analityczne teksty Jacka Wojciechowskiego, który jak nikt inny z niezmierną uwagą śledzi wszystko co ciekawe w piśmiennictwie za naszą wschodnią granicą. Tym razem przedmiotem jego uwagi stały się książki wydane zarówno w Mińsku, jak i w Wilnie, gdzie istnieje Stowarzyszenie Białoruskich Ekspertów o niezależnych poglądach. Aż żal, że o kwestiach białoruskich wiemy tak niewiele i gdyby nie Jacek Wojciechowski nie wiedzielibyśmy nic, a za to łykamy bezrefleksyjnie opowieści o „Polsce od morza do morza”, kompletnie pomijając fakt, że nasza wspólna Rzeczpospolita numer 1 jednoczyła pięć (co najmniej) narodów, a Białorusini byli ogromnie ważną częścią tej wspólnoty!

I wreszcie nasi felietoniści: Krzysztof Komornicki podkłada „trotyl o zapachu górskich fiołków” pod politykę propagandową naszych PiSo-nacjonalistów, Tomasz Goban-Klas zderza naszą (rządową) tromtadrację z książką Bogdana Góralczyka Wielki renesans (o rozwoju Chin), a Sceptyk tym razem zajął się książką Ryszarda Stemplowskiego o Zrzeszeniu Studentów Polskich,  które w okresie PRL-u kształtowało samoświadomość kilku pokoleń polskiej inteligencji…

/Filip Ratkowski/