Moje wyzwolenie Krakowa
|Mam już dosyć corocznych, 18 stycznia, artykułów w krakowskiej prasie, z których dowiaduje się, jak nieudolnie i przewrotnie sowieccy dowódcy opóźniali wypędzenie Niemców z Krakowa, jak przez przypadek tylko nie zniszczyli miasta i nie pozabijali jego mieszkańców. Nie będę też więcej dyskutował z krakowskimi historykami przytulonymi do IPN i awansującymi w jego ciepełku (choć dałem się namówić na dyskusje 10 lat temu w gościnnych murach Muzeum Historycznego), nie mam bowiem ochoty polemizować z uczonymi, którzy nie przyjmują do naukowej wiadomości wyników wieloletnich badań ich kolegów historyków – francuskich, angielskich czy amerykańskich, którzy o kampaniach i dowódcach II Wojny Światowej napisali wielkie tomy i wyjaśnili prawie wszystko.
Jednym słowem nie mam już siły słuchać o zamianie jednej okupacji na drugą. Nie czytam już także krakowskich dzienników z wyjątkiem codziennego dodatku do „Gazety Wyborczej”. I w nim właśnie, w pierwszym po nowym roku numerze zawierającym obszerne „Kalendarium – Kraków 2015”, znalazłem następujące przypomnienia: „16 stycznia – 70. rocznica likwidacji obozu w Płaszowie. 27 stycznia obchodzić będziemy z kolei (to natrętne słówko z kolei!) 70. rocznicę wyzwolenia KL Auschwitz. 17 stycznia – 75. rocznica usunięcia przez Hitlerowców pomnika Adama Mickiewicza”. I z rocznic historycznych nic więcej ! Jaka redaktorska zręczność. Nie musiał się człowiek deklarować czy 18. stycznia, 70 lat temu, Kraków został wyzwolony czy ponownie zniewolony.
A przecież 18 stycznia 1945 roku dla mieszkańców lewobrzeżnych dzielnic Krakowa i 19 stycznia dla tych, którzy znaleźli się na prawym brzegu Wisły (ale z obu stron tylko dla tych, którzy z okupacji hitlerowskiej wyszli z życiem) wydarzyło się coś, co dało im pewność, że będą jednak żyć dalej. Bo jeszcze 15 stycznia policja niemiecka zdążyła rozstrzelać w zbiorowej, publicznej egzekucji 79 Polaków z dzielnicy Dąbie. A przez czas okupacji Niemcy zamordowali w tym 300- tysięcznym podówczas mieście, w którym nie było samobójczego powstania a wielotysięczne formacje policyjne i wojskowe strzegły spokoju władców Generalnego Gubernatorstwa, około 80 tysięcy polskich obywateli.
Odkładam dziś na bok pióro starca, dla którego historia jest też zawodem. Spróbuję tylko przypomnieć moje własne przeżycia chłopca, który w styczniu 1945 skończył akurat 13 lat, a całą wojnę i okupacje spędził w Krakowie właśnie.
18 stycznia 1945 roku, w piwnicy czteropiętrowej kamienicy przy ul. Starowiślnej 78 zobaczyłem pierwszego Sowieta, żołnierza, który powiódł nie całkiem trzeźwym okiem po gromadzie głównie kobiet i dzieci pokrytych sadzą , ze śmiechem krzyknął diawoły! i wybiegł. A siedzieliśmy w tej piwnicy już drugi dzień po tym, jak na wielkim placu z tyłu naszego domu spadła solidna bomba a następnego dnia dom zatrząsł się drugi raz od wybuchu mostu na Wiśle i z sięgających piwnicy przewodów kominowych sypnęła się na nas chmura tłustej sadzy.
Więc wyszliśmy z piwnicy, bo zrozumieliśmy, że skończyła się hitlerowska okupacja – 5,5 roku codziennego śmiertelnego strachu i wciąż zawodzonych nadziei, niedojadania, nędzy i powszechnej nienawiści, ukrywania patriotycznych uczuć i symboli. I właściwie skończyła się dla nas wojna z jej okrucieństwem i zniszczeniami. A Kraków cudownie ocalał i w czasie walk na ulicach straciło życie niewielu jego mieszkańców. Za to zginęło niemal 900 żołnierzy radzieckich.